Przepis na ten deser znalazłam w książce Lucyny Ćwierczakiewiczowej "365 obiadów". Fajnie się czyta takie stare przepisy, autorka używa nieznanych dzisiaj składników, wiecie co to AMORETKI? :)
Co mnie zdziwiło ta znakomita kucharka używała w swojej kuchni tapioki i wody z kwiatu pomarańczy! Ja uwielbiam tę wodę, ale stosunkowo niedawno ją odkryłam, a tu proszę znalazłam przepis z jej użyciem w książce, której pierwsze wydanie miało miejsce w 1858 roku! Poza tym te kwart, łuty, młode masło czy ucieranie massy - uwielbiam! A co powiecie na takie zdanie: Gramatka z piwa jest to kalteszal na ciepło" :)
Moja wersja.
Składniki:
1 woreczek ryżu
3 łyżki dżemu wiśniowego
3 białka
ok. 15 dkg cukru
kilka łyżek mielonych migdałów
Wykonanie:
Ryż ugotowałam, wymieszałam z dżemem, wyłożyłam do foremki. Białka ubiłam z cukrem i ułożyłam na ryżu, posypałam migdałami i zapiekałam ok. pół godziny w temperaturze 150 stopni z włączonym tylko górnym grzaniem, na ostatnie kilka minut foremkę wsunęłam na górny poziom piekarnika, żeby beza się ładnie przypiekła. Szczerze mówiąc przypiekła się za bardzo, ale właśnie te ciemne partie były najlepsze:)
Bardzo nam ten deser smakował, ale on jest tylko dla tych co się lubią na maksa zasłodzić:) Jeszcze kiedyś go zrobię, ale użyję tylko jednego białka.
Leguminy są pyszne, szczególnie te ze starych przepisów ;)
OdpowiedzUsuńTo moja pierwsza legumina, ale myślę, że nie ostatnia:)
UsuńOstatnio czytałam na temat legumin u Disslowej. Stare książki kucharski są niesamowite. Pierwsze frytku i chipsy, budynie z mięsa i zupy z żółwia.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona książkami kucharskimi (najpóźniej z początku XX wieku!) :)
Też uwielbiam stare książki, mam nawet taką po prababci z 1954 roku!
Usuń